Brasilia - miasto Utopia?
Zwykle
piszę tutaj o prawdzie ekranu. Dziś nieco pochylę się nad prawdą czasu. Innego
czasu i innego miejsca, bo w rozważaniach przeniesiemy na inny kontynent – do
Brazylii. Państwo to, obecnie na wznoszącej, miało już w swojej historii
momenty wielkich zrywów. W jednym z takich zrywów, za kadencji Juscelino
Kubitschka postanowiono wybudować nową stolicę – Brasilię. Usytułowana w
szczerym polu miała zachęcać do osiedlania się w interiorze i złamać w ten
sposób dominację wybrzeży, gdzie kwitły takie kwiaty jak Sao Paulo i Rio. Czasy
to były niezwykłe, przedsięwzięcie było niezwykłe, zatem i efekty miały być
niepowtarzalne. Zadanie urbanistyczne przydzielono Oskarowi Niemeyerowi,
którego dzielne wspierał Lucio Costa.
Obaj nowatorzy zaproponowali budowę
miasta na planie samolotu. Na jego skrzydłach mieszkać mieli ludzie, a w
kokpicie usadowiono budynki rządowe. Jak postanowili taki zrobili, i działając
zgodnie ze znaną zasadą „mówisz – masz” w 3 lata powstało nowe miasto. W 1960
roku uroczystego otwarcia dokonał prezydent JK, którego Brazylijczycy nazywają
inicjałami, bo w innym wypadku na jego czeskim nazwisku połamaliby sobie
języki. Do miasta zaczęli sprowadzać się pierwsi mieszkańcy. Pięknym i
nowatorskim pomysłem była idea, że właścicielem wszystkich mieszkań pozostanie
państwo, które rozdzieli je mieszkańcom według potrzeb. Zdołano w ten sposób
pomieszać ze sobą klasy społeczne – ministrowie mieszkali z robotnikami, co w
kraju o takich nierównościach jak Brazylia jest doniosłym osiągnięciem.
Brasilia
jest od początku do końca wytworem ludzkiej wyobraźni i wydaje się, że
budowniczowie nie chcieli niczego zostawiać przypadkowi ani tym bardziej
decyzji brasilijczyków. Metropolia podzielona jest na dwie części „kadłubem
samolotu”, który utworzony jest przez
wielopasmowe arterie. W tamtych czasach spodziewano się jeszcze, że samochód
będzie rozwiązaniem wszelkich bolączek człowieka przyszłości. W związku z tym
miasto jest rajem dla kierowców, a udręką dla pieszych. Tych ostatnich jest –
podobnie jak przejść dla pieszych – niewiele.
Zwieńczeniem autostrad w środku miasta jest budynek parlamentu stojący w
asyście innych ważnych budowli – pałacu prezydenckiego, biblioteki narodowej,
teatru narodowego, oraz gmachów wszystkich ministerstw. Takie nasycenie ważnych
obiektów nie powoduje jednak tłoku na chodnikach. W okolicy kręci się tylko
garstka osób, w większości turystów, od czasu do czasu trafia się sprzedawca
wody. Niezwykły to widok – zupełnego odludzia w głównym punkcie stolicy 190-milionowego
państwa.
Centrum Brasili: mieszkaniec rozkłada ręce nad pustotą. W tle widoczne gmachy ministerstw, katedra oraz fragment Complexo Cultural da República.
Pozostałe
części miasta podzielone są na odmierzone przy linijce sektory np: SHN - Setor Hotelero
Norte, SHIN – Setor Habitações
Individuais Sul, SEN – Setor Embaixadas Sul etc. Podział jest przestrzegany,
tak że nawet dziś niemal nie można znaleźć sklepu spożywczego w strefie hoteli,
ani hoteli położonych gdzieś indziej niż to przewidział Niemeyer. Z lotniska
podróżnych zabiera autobus, który jedzie prosto do dzielnicy hoteli i zatrzymuje
się na przystankach umiejscowionych tak dogodnie, że bliżej do recepcji nie
byłoby nawet z taksówki. Nie trzeba nikogo pytać o drogę, zastanawiać się nad
dogodnym dojazdem. Jesteś nie stąd? To wiadomo, że nocujesz w SHS lub SHN.
Wsiadasz na lotnisku w 102 i jesteś w domu. W ten sposób każdy przyjezdny
odgrywa rolę napisaną 60 lat wcześniej przez Stwórcę Niemeyera.
Czy
zatem Brasilia to przedsięwzięcie udane? Pytanie jest wielowymiarowe, więc i w
wielu wymiarach trzeba na nie odpowiedzieć. W mieście żyje dzisiaj 2,5 mln osób
i jest to czwarte co do wielkości miasto w kraju. Udało się zatem zachęcić
niewielką część Brazylijczyków do zamieszkania w interiorze. W mieście jest
czysto, nie ma śmieci, oko nie dostrzega fawel, biednych ludzi, a autobusy kursują
w harmonijny sposób. To sprawy oczywiste dla mieszkańca Warszawy, ale Kariokas
i Paulistas mogą o tym tylko pomarzyć. Stworzono zatem miejsce do mieszkania o
wyższym niż gdzie indziej w Brazylii standardzie.
A teraz
odrobina miodu z innej beczki. Sztywne ramy, w jakie zakuto miasto nie
pozwalając na swobodny rozwój trzymają w ryzach także mieszkańców. Ulicami nie
przechodzą żywiołowe pochody tancerzy, nie ma klubu piłkarskiego z oddaną
publiką, malarz i artyści się tu nie sprowadzają. Czy to wysoka cena za wygodne
życie? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Pewnie łatwiej w tej
zorganizowanej przestrzeni odnalazłby się ułożony Skandynaw niż roztrzepany
Bułgar. Jak odnajdują się Brazylijczycy? Zacytuję:
„Those who live here love it, those who don’t - hate it”. W wolnym tłumaczeniu znaczy: “Ucz
się języków, bo inaczej nie będziesz rozumiał cytatów”. Obrigado, dziękuję za
uwagę.
Brasilia: gmach parlamentu